czwartek, 17 lipca 2014

Wycieczka do Japonii

Moim wielkim marzeniem od 14 roku życia był wyjazd do Japonii. Moje zainteresowanie tą kulturą, czego nie ukrywam, wzięło się początkowo z anime i mang.

Na wycieczce byłam już dość dawno temu bo we wrześniu 2005 roku. Ale chociaż minęło już osiem lat pamiętam to jakby to było wczoraj. Na wyciecze byłam z biurem podróży LogosTour ( nie jest to wpis sponsorowany po prostu uprzedzam pytania :)) i nie mam najmniejszych zastrzeżeń do organizacji itd. Miałam dużo szczęścia bo w tym samym czasie do Japonii leciała moja znajoma z Katowic ( też lubiąca klimaty mangowe ) więc miałam zapewniony pokój z świetną dziewczyną. A towarzystwo na wyprawie jest bardzo ważne.






Wycieczka ta jest droga bo kosztuje ok. 10 tys zł, nie biorąc pod uwagę wyżywienia w Japonii i zakupów. Jednak by spełnić marzenie zbierałam kilka lat pieniądzei i nie żałuje ani jednej wydanej złotówki.












Wycieczkę zapoczątkował przejazd do Warszawy ( tylko ze stolicy są loty do Japonii ). Z Warszawy wylot pierwsze do Amsterdamu ( ok. 2 godzin lot ) a potem 5 godzin czekania na samolot do Japonii. Były to linie KLM i od razu można się było poczuć jak w Japonii bo posiłki były japońskie (np. sushi i zupki "chińskie" ), można było wybrać też nie-japońskie dania. Obsługa też była z Kraju Kwitnącej Wiśni zatem 12- godzinny lot minął bardzo przyjemnie.

Do dziś pamiętam pierwszy widok Japonii, który przywitał mnie z okien samolotu. Nie był on może przepiękny ale dla mnie był wspaniały i wyrył się mojej pamięci. Był to kawałek ciemnego lądu wyglądającego na wulkaniczny. Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia.

Na lotnisku szybka odprawa i jestem wolna. Pierwsze kroki skierowałam do podmiejskiego pociągu, a potem na taksówkę by dojechać i rozpakować się w hotelu. Hotel ładny i czysty, otrzymałam instrukcję by w razie trzęsienia ziemi ( są nawet trzy dziennie - nie zawsze odczuwalne ) zabrać latarkę ( przy każdej szafce nocnej ) i chować się w łazience. W łazience nic na nas nie spadnie. W ciągu pobytu w Japonii nie przeżyłam żadnego odczuwalnego trzęsienia ziemi.

Po południu kolejką dotarłam do Harajuku. Poszłam tam do parku ( chramu shinto – Meiji).
W sumie to jedno z niewielu zielonych miejsc w Tokyo. Samo Tokyo to w większości betonowa dżungla. Co ciekawe przed świątynią w beczkach stało sake. Beczki są niestety puste ;)











Beczki po sake

Potem poszłam na bulwar Omotesando, gdzie jest wiele butików i można poszaleć po sklepach. Wieczorem Shibuya. Na wejściu wita mnie rzeźba psa Hatchiko. Ach piękna Shibuya. Poczułam się tam jak w domu. Cieszyła nawet piękna reklama Final Fantasy Advent Children ( film animowany na podstawie kultowej gry ), na ogromnym TV w środku miasta.

Kolejny dzień w Tokyo. Na początku pojechałam do Asakusa (najstarszej dzielnicy Tokyo) A potem już wycieczka na Wyspę Odaiba – sztucznie usypaną na środku zatoki morskiej. A tam zaskoczyła mnie replika Statuy Wolności. Japonia ma także swoją czerwoną Wieżę Eiffla, nazywa się Tokyo Tower i tak naprawdę jest to wieża telewizyjna..
Statua jest jednak malutka, natomiast Tokyo Tower jest wyższa od swojego paryskiego pierwowzoru (choć wtapia się w panoramę miasta).
Następnie byłam w Ginza ( sklepy, restauracje ).













Byłam też w ratuszu ( na 45 piętrze ) skąd można podziwiać Tokyo. Piętro jest oszklone więc widać miasto aż po horyzont. I naprawdę aż po horyzont z każdej strony rozciąga się Tokyo, widok jest wręcz przytłaczający.

















Kolejny dzień to Góra Fuji. Podobno często jest zasłonięta chmurami. Miałam szczęście i kiedy tam byłam góra się odsłoniła. Fuji można podziwiać z sąsiedniej góry, której nazwy nie pamiętam. Wjeżdża się tam śmieszną kolejką ozdobioną figurkami króliczków.










Każda podróż pociągiem w Japonii to miłe przeżycie. Pociągi są czyściutkie, na podłodze nie ma linoleum tylko parkiety ( pełne zdziwienie ) no i nie ma mowy o brzydkich toaletach. Wszystko jest idealnie. W pociągu można nawet zmieniać ustawienie siedzeń. Można je ustawić w kierunku jazdy lub na odwrót.




Potem zwiedzałam Kamakurę. Stoi tam wielki Budda z brązu. Ma aż jedenaście metrów wysokości. Co ciekawe można wejść do jego wnętrza ( w środku jest pusty ). Potem zwiedziłam kolejne świątynie Hasederai, chramu wyznawców shinto – Tsurugaoka Hachimangu. W Japonii zwiedza się świątynie shinto ale nie nudzą się bo każda jest inna. Można tam podziwiać też śliczne kapłanki Shinto.











Większość uczestników wycieczki na koniec dnia udała się do Shinjuku ( dzielnica z elektroniką ). Ja i koleżanka postanowiłyśmy same udać się do innej dzielnicy. Dzielnicy dla fanów mangi i anime czyli Harajuku. Kiedy tam dotarłyśmy była już ok 18 a sklepy są tylko do 20 jednak to były świetne spędzone dwie godziny. Znalazłyśmy sklep, który miał aż 6 pięter, a na każdym mangi, figurki, muzyka itd. Nie dziwne więc, że była tam winda. Z wiadomych względów ze sklepu nie mam zdjęć. Potem udałyśmy się do otwartego jeszcze ( do 23 ) BookOFF ( czyli antykwariatu ) gdzie można kupić piękne artbooki ( kolorowe grafiki z np. mang ) i mangi za ułamek ceny w idealnym stanie. Ceny od 100 do 500 Yenów ( czyli max do 15 zł ). Tą nocną wycieczkę po Tokyo bardzo miło wspominam. Była możliwa dzięki koleżance bo sama pewnie bym się bała, że się zgubię w Tokyo. A tak nabrałam odwagi.



Kolejne dni to niestety Hiroshima i Nagasaki. Sama bym tam pewnie nigdy nie pojechała. Bo to naprawdę smutne miejsca. Widok desek w muzeum na których zostały tylko ludzkie cienie ( po tym jak ciała wyparowały ) jest straszny. A i tak te osoby miały szczęście bo mogły, jak wiele osób, nie zginąć od razu, a umierać w męczarniach przez chorobę popromienną. To co się tam stało jest straszne i nie musiałam tam być by o tym wiedzieć. Nie robiłam tam zdjęć ( w muzeum ) z szacunku dla zmarłych.















Z Hiroshimy pochodzi natomiast wspaniała potrawa czyli Okonomiyaki. To placek naleśnikowy z dużą ilością kapusty i dodatkami takimi jak się lubi. Może to być mięso, warzywa. Potrawa jest świetna i łatwa. Nieraz robiłam ją w domu. Na pewno podam Wam niedługo przepis.


Kolejne dni to Kyoto. Gdybym mogła mieszkać w Japonii to wybrałabym właśnie Kyoto. Jest tam niska, stara zabudowa. Nie czuć przytłoczenia jak w Tokyo. Nie można się tam zgubić bo miasto oparte jest na kwadratach i wystarczy pamiętać na którym boku kwadratu się jest. W razie problemów, Japończycy są bardzo pomocni. Nie czułam w Japonii żadnego zagrożenia. Oczywiście wszędzie zdarzają się jakieś napady itp. W Japonii to jednak rzadkość i zasypiając nawet na ulicy, można być pewnym że rano nie obudzi się człowiek jako okradziony. To bardzo bezpieczny kraj.
















Kyoto jest miastem pięknym, pełnym zabytków i świątyń. Jest tam też słynna złota pagoda. W Kyoto mieszkałam w ryokanie ( czyli tradycyjnym japońskim pensjonacie ). Z japońską wanną ( która jest pionowa ) ale z nowoczesnymi ustępami. Pełnymi dziwnych przycisków :) Byłam też w Gion ( czyli dzielnicy gejsz ). Nie łatwo tam jednak gejsze spotkać, a i na pewno nie będzie chciała robić sobie z nami zdjęcia. Jedyne fotografie, na które można mieć szanse to te z oddalającą się szybko gejszą. W Kyoto kupiłam naleśniczki otabe. W pięknych opakowaniach. Bardzo mi zasmakowały ale są tylko w Kyoto. Są to naleśniczki ( ryżowe i wykonane są jakby z surowego ciasta ) z nadzieniem z fasolki adzuki. Niestety nie można tego nigdzie kupić nawet na ebay, a szkoda.




Ostatni dzień to zwiedzanie Inari, Nary i Osaki.

Zwiedzałam chramu Fushimi Inari. Możliwe, że go kojarzycie ma ok. 10 tys. czerwonych bram wotywnych – torii. Widok niesamowity.











Nara to pierwsza stolica Japonii i siedziba dworu cesarskiego. Zwiedza się tam też największą na świecie drewnianą świątynie Todaiji z posągiem Wielkiego Buddy.W parku miejskim jest dużo oswojonych jelonków, które chcą jeść. Są jak kozy, lepiej im nic nie dawać albo dać i szybko się oddalić bo potrafią grzebać w torbach i szukać jedzenia.





W Osace zwiedzałam Umeda Sky Building - wieżowiec o wysokości 173 m.
Na koniec wycieczki udałam się shinkansenem do Himeji. Zwiedzałam piękny zamek. Zamek Białej Czapli (Shirasagi-jo). Pod zamkiem można było kupić najsmaczniejsze lody z zielonej herbaty w rożku jakie kiedykolwiek jadłam. Cudowne.











Jeśli chodzi o jedzenie to w Japonii najtańsze jest sushi. Niestety tylko raz byliśmy w barze serwującym sushi. Ceny to od 100, 200 do 500 Yenów za tzw. talerzyk. Różniący się kolorem. Można w takich miejscach zjeść dużo i tanio.









W Japonii tańsze są ryby i ryż. Natomiast mięso jest drogie. Więc jeśli nie lubicie ryb przygotować się musicie na większe wydatki. W miarę tanie jest kare raisu, czyli ryż curry. Nie jest to potrawa piękna ale tania i pożywna. Czyli ryż z sosem i z piersią kurczaka. Nie ma problemu z zamówieniem jedzenia w jakiejkolwiek restauracji bo w większości w witrynce są zaprezentowane potrawy z plastiku. Widać co jest w potrawie, wielkość porcji. Wystarczy wskazać palcem. Potrawy wyglądają pięknie, zupełnie jak prawdziwe. Zresztą zobaczcie.







W Japonii nie brak wszechobecnych automatów z napojami i nie tylko. Nawet w świątyniach, szczególnie jak są to duże kompleksy można znaleźć automat.







W całej wycieczce brakowało mi tylko pobytu w ciepłych źródełkach i nie znalazłam budki lub restauracji sprzedającej takoyaki ( kulki z ciasta, a w środku kawałek ośmiornicy, pieczone w głębokim tłuszczu ). W Polsce nie spotkałam jeszcze restauracji podającej takoyaki, może kiedyś.


Wycieczka ta była dla mnie spełnieniem marzeń. Minęło już osiem lat od kiedy tam byłam i gdybym miała możliwość finansową to chętnie bym tam wróciła. A tak zbieram na inne odległe miejsca, które chciałabym zwiedzić. Mam nadzieje, że opis mojej wymarzonej wycieczki do Japonii Wam się spodobał.





W Japonii nie musicie znać języka japońskiego ani angielskiego wystarczy język polski. Efekt jest dokładnie taki sam :) Po polsku i na migi. Japończycy w większości niestety nie umieją mówić po angielsku. A ja po japońsku. Więc zwyczajnie należy mówić po polsku i pokazywać o co chodzi. Jeśli szukamy jakiegoś miejsca po prostu trzeba pokazać na mapie albo mieć przy sobie wizytówkę np. hotelu. W ręku jak najbardziej natomiast przydatny jest porządny przewodnik. Jeśli marzy się Wam wyjazd do Japonii to uwierzcie, że to możliwe i do wielkiego słoika od dziś zacznijcie wrzucać każde 2 i 5 zł.


Mam nadzieje, że takie wpisy też Was interesują.


* wszystkie zdjęcia wykonałam sama w Japonii i prosiłabym o nie wykorzystywanie ich jako swoich. Nie są najlepszej jakości ( może się nikt nie skusi ) ale miałam niestety wtedy bardzo słaby aparat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz